WYDAWNICTWA TYPU VANITY cz.1 Wprowadzenie.
Pisać każdy może. Jeden lepiej, drugi trochę gorzej. Brzmi znajomo? Z ręką na sercu: Nie myślisz o tym, aby zostać wziętym pisarzem? Nie marzysz o sławie? Spotkaniach autorskich? I tych wypełnionych po brzegi salach bibliotecznych? O obecności na Targach Książki? I nie, nie w roli zbłąkanego czytelnika! Ty marzysz o tym, aby gościć na targach w roli wielkiego i znanego pisarza! Przecież do nieznanego nikt nie podejdzie. Chyba, że z grzeczności. Tak, marzysz! I nie ma nic złego w twoich marzeniach. Ja też o tym marzyłam. O wielu rzeczach marzę. Marzę, ale nie osiadam na laurach. Idę do przodu! Ty też musisz od czegoś zacząć. Powiedzmy, że napisałeś książkę. Najlepszą na świecie. Skąd wiesz, że najlepszą? A! Mama czytała i zaniemówiła z zachwytu? Babcia też? Ok, zaniemówiły z zachwytu, więc postanawiasz pójść o krok dalej. Wysyłasz swój rękopis do wszystkich wydawnictw, jak leci. Pierwszy błąd. Powinieneś targetować w wydawnictwach, które specjalizują się w wydawaniu takich książek, jak twoje. Napisałeś fantastykę? Spróbuj poszukać wydawnictwa, które wydają fantastykę. Literatura kobieca? Z tym akurat nie powinno być problemu. Co jednak w sytuacji, gdy nikt, dosłownie nikt, żadne wydawnictwo, nie było zainteresowane twoim arcydziełem? Próbować dalej? Poddać się? Samemu wydać? Po pierwsze, fakt, iż nikt nie był zainteresowany twoją twórczością, nie oznacza, że jesteś kiepskim materiałem na pisarza. Nawet o tym nie myśl! Wiesz, ilu wydawców odrzuciło aktualnie najgorętsze nazwiska w literaturze??? A teraz plują sobie w brodę! To nic nie znaczy! Przypomnij sobie również, ile razy czytałeś książki z renomowanego wydawnictwa, umierając podczas lektury z nudów? Mnie się to zdarza bardzo często. I zastanawiam się, jak do cholery, jedno z najlepszych wydawnictw w Polsce, mogło wydać coś tak potwornie nudnego??? No, ale nie mnie oceniać. Tobie tym bardziej. Ty musisz skupić się na sobie. Niektórzy radzą, aby cierpliwie poczekać i po jakimś czasie znów spróbować rozesłać swój rękopis. Troszkę doszlifować i rozesłać. A może akurat trafisz na TEN dzień? Jeśli jednak nie chcesz czekać, po twojej głowie zapewne już zaczęły krążyć niestosowne myśli. Mianowicie, wydasz, owszem, ale w wydawnictwie, szumnie ogłaszającym się jako wydawnictwo Self Publishing (jednak z self nie ma nic wspólnego). Napiszę więcej! Z wydawnictwem nie ma nic wspólnego! Na polskim rynku tacy wydawcy powstają niczym grzyby po deszczu. Reklamują swojeusługi gdzie się tylko da. Zachęcają do wydawania u nich, obiecując sławę, pieniądze i pieniądze. Czy na pewno? Otóż muszę cię rozczarować. Z tych trzech wymienionych obietnic, tylko dwie ostatnie mają szansę na spełnienie. Bynajmniej nie na spełnienie Twoich marzeń o pieniądzach. O, nie! O pieniądzach dla proponujących wydawanie! Oni spełnią swoje marzenia, wykorzystując w tym celu Ciebie i Twoją kasę. Kasę, na którą ciężko pracowałeś. Kasę, którą z takim mozołem odkładałeś, oszczędzałeś, kosztem innych wydatków. Ktoś powie: Każdy jest kowalem własnego losu. Nikt nikogo pod pistoletem nie trzymał.
Zgadza się. Jednak bazowanie na marzeniach i naiwności drugiego człowieka uważam za wysoce niemoralne. Przypomnij sobie te krzykliwe reklamy sponsorowane: U nas Twoja książka stanie się bestsellerem! Zostań wziętym pisarzem - wydaj u nas swoją książkę! Marzysz o sławie i pieniądzach? Zgłoś się do nas! I tym podobne dyrdymały. Świetnie opisał wspomniane zjawisko Aleksander Sowa w swojej książce "Biblia Self Publisherów", którą gorąco polecam! Marzysz o ujrzeniu swojego nazwiska na okładce? Koniecznie Sięgnij po tę pozycję! Osobiście wydałam w trzech tego typu wydawnictwach. Współpraca układała się znakomicie. Miły personel. Obsługa wydawnicza bez zarzutu. Tylko te pieniądze! Rozliczenia! Rozliczenia! Rozliczenia! Między autorem a wydawnictwem. Dobrze, ale jakie to wydawnictwa? Trzy wiodące na rynku. Poligraf - nie polecam. Psychoskok - nie polecam trochę mniej. Novea Res - nie polecam w ogóle. Dlaczego? O tym w kolejnym wpisie.
Zgadza się. Jednak bazowanie na marzeniach i naiwności drugiego człowieka uważam za wysoce niemoralne. Przypomnij sobie te krzykliwe reklamy sponsorowane: U nas Twoja książka stanie się bestsellerem! Zostań wziętym pisarzem - wydaj u nas swoją książkę! Marzysz o sławie i pieniądzach? Zgłoś się do nas! I tym podobne dyrdymały. Świetnie opisał wspomniane zjawisko Aleksander Sowa w swojej książce "Biblia Self Publisherów", którą gorąco polecam! Marzysz o ujrzeniu swojego nazwiska na okładce? Koniecznie Sięgnij po tę pozycję! Osobiście wydałam w trzech tego typu wydawnictwach. Współpraca układała się znakomicie. Miły personel. Obsługa wydawnicza bez zarzutu. Tylko te pieniądze! Rozliczenia! Rozliczenia! Rozliczenia! Między autorem a wydawnictwem. Dobrze, ale jakie to wydawnictwa? Trzy wiodące na rynku. Poligraf - nie polecam. Psychoskok - nie polecam trochę mniej. Novea Res - nie polecam w ogóle. Dlaczego? O tym w kolejnym wpisie.
No tak, całkowicie się zgadzam. Nie mam doświadczeń z vanity ( poza jednym maleńkim, kiedy chcieli wydać i napisali, że jestem świetna, a oni mi dopłacą aż połowę ceny, za to jam mam wydać kilka tysięcy - miałam bezsensowny pomysł wysłać na konkurs nie sprawdziwszy co to za wydawca) - nie ma sensu w to bawić... Babcie, ciocie i mamy są cudownymi czytelnikami, ale nie są miarodajnymi krytykami!
OdpowiedzUsuńNawet wiem, które wydawnictwo mogło tak Cię chwalić ;-) Standardowo wysyłają podobne, jeśli nie takie same maile do wszystkich. Ja dałam się nabrać i do dziś pluję sobie w brodę.
UsuńOch, popieram Cię w stu procentach :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Są plusy i minusy, oczywiście. Plusy do momentu, w którym przychodzi czas rozliczeń z autorem. :-)
UsuńJa widzę raczej same minusy. Taki pseudowydawca - przepraszam za określenie - chwali Cię, przekonuje, jaka dobra jesteś... A prawda jest taka, że obchodzi go tylko Twoja kasa. Jak jesteś dobra, to z pocałowaniem w rękę weźmie Cię prawdziwy wydawca i nie zapłacisz grosza. Wiem to, gdyż sama zostałam nabita w butelkę przez wydawnictwo typu vanity. Wzięli naprawdę przyzwoitą sumkę, a książka nie doczekała się nawet porządnej reklamy. Prawda jest taka, że w momencie, kiedy zapragnęłam "sławy" byłam kiepska. Teraz wiem to, bo wydaję u prawdziwego wydawcy i mogę śmiało stwierdzić, że wystarczyło odrobinę więcej cierpliwości i usprawnienie swego warsztatu, zamiast dawać zarabiać cwaniakom :)
Usuń