Wydawnictwa typu Vanity. Cz. II

Pierwszą część wpisu możesz przeczytać tutaj:
https://marlenarytel.blogspot.com/2019/07/wydawnictwa-typu-vanity-cz1-wprowadzenie.html
Teraz przejdziemy do konkretów.
Wydawanie w wydawnictwach typu Vanity, czyli mówiąc w skrócie: za Twoją kasę, nierzadko ciężko zarobioną, ma zarówno plusy i minusy. Na początku plusów jest więcej. To oczywiste. W końcu wszystko rozbija się  o złowienie potencjalnej ofiary. Przepraszam, potencjalnego klienta. Zwierzyna łowna, zwana wydawcą vanity, również zaczyna od delikatnych podchodów. Chodzi za swoją ofiarą, nęci, kusi, obiecuje gwiazdkę z nieba, by na koniec przeżuć, pogryźć i wypluć, niczym zużytą gumę do żucia. Happy End kończy się w momencie, w których dochodzi do rozliczeń pomiędzy vanity a autorem.
Oczywiście, jak to w bajkach bywa, wszystko jest piękne, cudowne i stoi przed Tobą otworem. Zwłaszcza kariera wielkiego pisarza. Jak już wspomniałam w poprzednim poście, wydawałam w trzech tego typu wydawnictwach. Napiszę krótko: Uciekaj od takich jak najdalej, a nawet jeszcze dalej! Dlaczego? Dziś opiszę pierwsze. Zacznę od wydawnictwa Poligraf. Poligraf reklamuje się wszędzie jako wydawnictwo, które uczyni z Ciebie niemal gwiazdę światowego formatu. Twoje książki będą rozchodziły się lepiej od niejednej świeżej bułeczki. Hasła reklamowe? Proszę bardzo!
"Daj sobie szansę na sukces wydawniczy!", "Jak wydać książkę, stać się sławnym, i...zarobić duże pieniądze?", "Dostarczamy Twoją książkę do najlepszych księgarń w Polsce!" "Wydajemy w trzy miesiące!" Nic, tylko wydawać!
A jaka jest rzeczywistość?
Plusy:
- Wydanie książki w trzy miesiące
- Sprawna i miła obsługa
- Płatność rozłożona na trzy raty.
- Jeśli sobie zażyczysz, wszystkie wydrukowane egzemplarze otrzymujesz bez dodatkowych kosztów
- Informacja o tym, że klient płaci 100 % za wydanie swojej książki
-...? :-(
Koniec plusów.
Minusy?
- Teoretycznie proces wydawniczy trwa trzy miesiące. W praktyce zdarzyła mi się dość spora "obsuwa". Gdyby nie moja determinacja i codzienne wydzwanianie do pana odpowiedzialnego za cały proces - książki otrzymałabym pewnie nie trzy miesiące po podpisaniu umowy, ale trzydzieści miesięcy po tym fakcie. Słabo, zwłaszcza, że książka miała wyjść na początku grudnia, a ja otrzymałam egzemplarze pod jego koniec. Miałam poumawiane spotkania autorskie, które musiałam odwoływać. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że data premiery i dostarczenie do autora egzemplarzy  w ostatniej chwili może ulec pewnej zmianie.
- Bardzo wysoki koszt wydania za mniej niż pięćset egzemplarzy.
- Dodruk również na własny koszt.
-  Słaba korekta
- Brak choćby najmniejszego marketingu i reklamy. Wszystko organizowałam sama. Nie była to spektakularna reklama, zważywszy na fakt, iż byłam kompletnie zielona w sprawach wydawniczych. Stworzenie strony fb, pisanie o książce na różnych grupach książkowych, płatne reklamy na fb i w lokalnej gazecie. To wszystko lub aż wszystko co mogłam zrobić, ze względu na koszty
- Brak chociażby współfinansowania, nie mówiąc o wydawaniu naprawdę ciekawych pozycji za pieniądze "wydawnictwa"
- Mimo tego, iż klient płaci sto procent ceny, a nawet o wiele więcej - za dystrybucję pobierają dodatkowe 9 lub 12 %
- Możesz oddać swoje książki w komis. To nic innego, jak właśnie wspomniana wcześniej możliwość dystrybucji Twojej książki. Umowę podpisujesz na rok lub trzy lata. To zależy od Ciebie. Jednak UWAGA! Gdy kończy się okres "komisowania", wszystkie niesprzedane egzemplarze odbierasz osobiście z magazynu w Białej Łączce, lub odsyłają do Ciebie na Twój koszt. Jeśli się nie zgłosisz, każdy dzień magazynowania egzemplarzy jest dodatkowo płatny
- Nie licz na zwrot wydatków, a tym bardziej na zarobek. Obliczyłam, że aby tylko i wyłącznie zwrócił mi się koszt, musiałabym sprzedać osobiście 300 egzemplarzy po 27 zł za jeden.
- Wprowadzanie w błąd. Vanity, czy system fortunet, o którym tak piszą , nijak ma się do Self publishingu. To dwa różne pojęcia! Najlepiej zostało to opisane na stronie  https://fanbojizycie.wordpress.com/2015/09/12/o-vanity-press-self-publishingu-i-wydaniach-subsydiowanych/
Koniecznie przeczytajcie, jeśli choć przez chwilę pomyśleliście o tego typu wydawnictwie.
Self Publishing, to nic innego, jak wydanie tylko i wyłącznie samemu! Sam szukasz i opłacasz korektora, redaktora, grafika, sam troszczysz się o skład i...sprzedaż.
Vanity to...szukanie naiwniaków. Tego typu wydawnictwom nie zależy na reklamie (Poligraf na pewno nie zajmuje się reklamą) ponieważ utrzymują się - powiedzmy sobie wprost i bez owijania w bawełnę - z głupoty swoich klientów. Wydrukują wszystko, nawet największą szmirę, jeśli pozwoli to na zdobycie kolejnych pieniędzy. Dalej radź sobie sam. Taniej (lub cenowo podobnie) wyjdzie Ci wydanie książki we własnym zakresie. Masz wtedy 100% zysków, pod warunkiem, że sprzedajesz bezpośrednio. Jeśli uda się Tobie jakimś cudem znaleźć dystrybutora, ewentualnie nawiązać kontakt z księgarnią, zwykle prowizja w/w wynosi 50-60% ceny okładkowej.
Reasumując: Poligraf to nic innego, jak wydawnictwo czysto usługowe. Ty zlecasz - oni drukują i za dodatkowy koszt dystrybuują do księgarń. Zwykle są to księgarnie internetowe. Zapomnij o współpracy z recenzentami. Nic z tego! Recenzentów szukasz sam i sam podsyłasz im swoje książki.
Moja współpraca zakończyła się na jednej książce, a właściwie książeczce. Czy zmądrzałam? Czy wyniosłam z tego jakąś lekcję? O tym w następnym wpisie.


Komentarze

  1. Niestety miałam styczność z tego typu wydawnictwami. Za pierwszym razem wzięli kupę kasy, wydali mnie, a po około miesiącu po prostu zwinęli się z rynku. Drugie podejście wcale nie było lepsze, choć myślałam, że jestem mądrzejsza. Tym razem do wydania nawet nie doszło, bo pani "wydawca" zaczęła za bardzo kombinować, wmawiać mi różne rzeczy. Później zorientowałam się zresztą, że ona bardziej nadaje się do leczenia psychiatrycznego niż do prowadzenia wydawnictwa. Znowu zmarnowałam kasę, a teraz dodatkowo boję się spróbować ponownie, choć wysłałam zapytania do kilku (bezpłatnych) wydawnictw i wiem, że to kwestia czasu jak ktoś się zgłosi. Pytanie tylko czy ja będę dość silna, by znowu zaryzykować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że warto próbować do skutku. Nie można zbyt łatwo się poddawać. Nie wiem dlaczego większość uważa, że tylko tradycyjne wydawnictwo liczy się na rynku :-( Równie dobrze można wydać samemu. Warto jednak zainwestować w porządną redakcję i korektę. Dystrybucja dziś również nie jest już problemem. Nie bać się sięgać po marzenia! Wierzę, że Ci się uda. Nie zniechęcaj się i nie poddawaj! Trzymam kciuki!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

WYDAWNICTWA TYPU VANITY cz.1 Wprowadzenie.

Wydawnictwa typu Vanity część IV