Dzień z życia samotnego rodzica
Czy zastanawiał się ktoś, kiedyś, ile (lub
ilu) jest na świecie samotnych rodziców? Wiem, że większość stanowią kobiety,
ale przecież znajdziemy też mężczyzn, którzy dzielnie zajmują się swymi
pociechami. Niestety obraz samotnego taty to dość rzadki widok. Zastanawiam
się, dlaczego? Czy kobiety są bardziej odpowiedzialne? Na pewno tak. Czy
bardziej kochające? hm...zapewne, przynajmniej tak wynika z moich jakże
bogatych doświadczeń życiowych (swoich i nie swoich) ale może akurat tak mi się
trafiało...
Trafiło mi się też troje rozrabiaków, które kocham, choć czasami doprowadzają mnie do szewskiej pasji...:-)
Trafiło mi się też troje rozrabiaków, które kocham, choć czasami doprowadzają mnie do szewskiej pasji...:-)
Nieważne.
Ważne jest, że ja też do takich kobiet się zaliczam. Samotnych. Z dziećmi. Bez
męża tudzież partnera. Bez własnego kąta. Z pracą. Z długami, których pewnie
nigdy nie spłacę. Z alimentami (na papierze). I wiem, że takich kobiet jak ja
jest tysiące, jeśli nie miliony. Nasz dzień wygląda tak samo. Rano pobudka,
Siebie oczywiście. Zaspana wkraczam do łazienki potem do kuchni, aby w
pośpiechu zrobić śniadanko dla swoich pociech. (Jeśli posiadamy więcej niż
jedną pociechę, pracy jest więcej). Na zegarze wybija siódma, dzieci nie chcą
wstać, a my z trudem hamujemy się, aby nie krzyknąć (ja zawsze się hamuję do
czasu, potem wybucham niczym wulkan Etna). Jedno wstało, drugie otworzyło oczy,
trzecie jeszcze śpi (albo udaje, że śpi). Wpadam do pokoju po raz drugi,
jeszcze staram się uśmiechać, ale coraz trudniej mi to wychodzi. Mój najstarszy
Sebastian podniósł się z łóżka, średni Michał gotowy do wyjścia, ale bez
śniadania, młodsza- Iza, jeszcze marudzi.
-Na
Boga Ojca, czy możesz wreszcie zwlec się z łóżka!? -podnoszę głos na
Sebastiana-za dziesięć minut wychodzę!
Może.
Nawet się zwlókł i poszedł do łazienki.
-Mamo,
gdzie moje krótkie spodenki? - średniemu przypomniało się, że dziś mają lekcję
WF-u. Dokładnie za pół godziny.
-Dziecko,
a czy ja wyglądam na kogoś kto nosi twoje spodenki do gimnastyki?! -
niecierpliwię się.
No,
nie wyglądam, ale byłoby miło, gdybym je znalazła. Najlepiej teraz. Szukam.
Najpierw w szafie. Nie ma. W szufladzie też nie widzę. Za 5 minut muszę wyjść.
Nie suszą się też w łazience. Zaglądam pod łóżko. SĄ. Wraz z butami na trening
i milionem innych rzeczy.
No,
ubrali się, umyli, śniadanie jedzą w biegu. Kanapek do szkoły nie chcą. Jak
można nie brać kanapek do szkoły?! Przecież to prawie grzech!
Starszemu
przypomniało się, że nie schował książki do chemii. Posyłam w jego stronę
zabójczy wzrok. Przypomniało się też mojemu pierworodnemu, że chyba ją zgubił,
a jutro ma klasówkę. Czy mogę kupić nową? Nie, nie mogę. Jeśli kupię kolejną
książkę, zabraknie na życie, a nie lubię pożyczać pieniędzy. I bez tego mam
długi wszędzie, gdzie się da.
-
Zadzwoń do ojca. I tak nie płaci alimentów, więc kupna książki zapewne jego
portfel nawet nie odczuje.
Nie
zadzwoni! Ojciec i tak nie kupi, bo nigdy nie kupuje, więc nie będzie na próżno
wykręcał numeru!
-
To przestań marudzić! - nie wytrzymuję. Jestem już spóźniona i wściekła!
Wyrzucam starszego syna na korytarz i zamykam drzwi. Po drodze starszy kłóci
się z młodszym rodzeństwem, ja chciałabym udać, że to nie moje dzieci. Niestety,
ten numer nie przejdzie. Na osiedlu wszyscy znamy się przynajmniej z widzenia.
Z ulgą przyjmuję informację, że starszy nie zamierza odprowadzać nas do
podstawówki, tylko od razu udaje się do swojego gimnazjum.
Średni
już dawno pobiegł do szkoły, nie będzie z nami szedł. Siostra go denerwuje i
wstyd rodzinie przynosi. Nie wiem, dlaczego?! Dziś jest wyjątkowo spokojna!
Siostra, oczywiście.
Z
Izą prawie biegniemy, żegnam się z nią przy wejściu do szkoły i znów biegiem
udaję się na przystanek autobusowy. Do pracy.
Komentarze
Prześlij komentarz